Cześć!
Zapraszam do przeczytania bardzo opóźnionej części drugiej cyklu “Podróż na Południe”.
Pingwiny i Góry Lodowe
Czwartek, 19 Grudnia rozpocząłem o godzinie 0530 obserwacją meteorologiczną na mostku. Nareszcie podniosła się mgła i na trochę wyszło słońce, natomiast wiatr zrobił się trochę chłodniejszy niż wcześniej. Trochę później w ciągu dnia natknęliśmy się na dość dużą ilość kawałków lodu i kry lodowej. Na jednej z nich “jechały” dwa pingwiny – moje pierwsze w tej podróży!
Poza tym widzieliśmy też kilka kolejnych gór lodowych. I tym razem udało mi się zrobić kilku z nich zdjęcia – wydaje mi się, że jak do tej pory najlepsze.
Lód morski, Wieloryby i Południowy Krąg Polarny
20 grudnia przekroczyliśmy Południowy Krąg Polarny!
Do innych atrakcji dnia zalicza się nasze pierwsze spotkanie z lodem morskim (nie wiem, czy to jest właściwa terminologia – jeśli znasz lepsze polskie tłumaczenie angielskiego “sea ice”, daj mi proszę znać!). Tego dnia lód był jeszcze stosunkowo luźny – jak się później okazało, robił się jednak grubszy i coraz bardziej zbity z każdym kolejnym nadchodzącym dniem.
Ponadto udało mi się wypatrzeć wieloryba Minke, co prawda w dość dużej odległości. Początkowo spostrzegłem tylko rozpylony niczym fontanna obłok wody, po chwili jednak udało mi się dostrzec też grzbiet i płetwę grzbietową wieloryba. Niestety, był on zbyt daleko, żeby zrobić mu zdjęcie…
Góry lodowe i zwierzęta
W języku angielskim używa się takiego powiedzenia, że zdjęcie lub obraz jest wart tysiąc słów. Poniżej znajdziecie więc kilka tysięcy słów:
Poeksperymentowałem też trochę ze zdjęciami panoramicznymi – poniższe panoramy zostały “zszyte” z kilku zdjęć każda:
Rozpoczęliśmy także szkolenia dla personelu stacji, które obejmowały następującą tematykę:
- Przybycie do stacji
- Operacje rozładunku
- Bezpieczeństwo
- Odpady
- Bio-zabezpieczenie (czyli taki bardzo skomplikowany tytuł dla prezentacji poświęconej temu, jak zapobiegać przywiezieniu i wprowadzeniu nowych gatunków roślin i zwierząt na Antarktydę)
- Użytkowanie radia VHF
Otwarta woda
23 grudnia, po kilku dniach żeglugi w lodzie, wypłynęliśmy w końcu na otwartą wodę. Akweny otwartej wody tworzą się blisko brzegu (albo – jak w tym przypadku – krawędzi lodowca szelfowego) w momencie, gdy wiatr wiejący od brzegu odpycha lód morski. Fakt, że wypłynęliśmy na otwartą wodę umożliwił nam przyspieszenie do 10-12 węzłów.
W ciągu zaledwie kilku godzin zobaczyliśmy krawędź lodowca szelfowego — wcześniej jednak pokażę Ci jeszcze kilka zdjęć interesujących i niesamowitych gór lodowych:
Święta i Lodowiec Szelfowy
Wigilię Świąt Bożego Narodzenia spędziłem na statku. Jako że w UK, tak samo jak w Irlandii, nie świętuje się wigilii, życie na statku toczyło się normalnym trybem, co w sumie nie jest złe, bo dzięki temu miałem możliwość spokojnie zadzwonić do domu i życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego. W pierwszy dzień świąt za to mieliśmy wystawny obiad, z indykiem i innymi brytyjskimi świątecznymi przysmakami.
Tego dnia dotarliśmy do krawędzi lodowca szelfowego i ruszyliśmy wzdłuż niej w kierunku zachodnim, zmierzając w stronę naszego punktu docelowego – N9 (tak nazywa się jedna z lokalizacji sprzyjającej rozładunkowi statku, niedaleko Halley).
Mieliśmy też dość śmieszne spotkanie z foką. Natknęliśmy się na kawałek kry lodowej o powierzchni dużego pomieszczenia, na której wylegiwała się foka. Kapitan zmniejszył prędkość naszego statku do może 1-2 węzłów, więc zbliżaliśmy się centymetr po centymetrze do lodu. Foka nas zauważyła (w tamtym momencie leżała odwrócona do nas grzbietem i popatrzyła na nas “przez ramię”, przechylając głowę “na plecy”) i zaczęła na nas warczeć, próbując nas zniechęcić do zbliżenia się do niej… Nasz statek delikatnie dotknął dziobem krawędzi kry lodowej, jednak foka musiała to poczuć i stwierdziła, że w takim razie musi się przenieść… o niecałe 5 metrów!
Jak się okazało, dotarliśmy na miejsce jeszcze pierwszego dnia świąt, ale postanowiliśmy opóźnić nasze oficjalne przybycie o jeden dzień, żeby dać szansę wszystkim w Halley na świąteczny lunch. Kapitan postanowił popłynąć odrobinę dalej na zachód i “wcisnął” statek dziobem w lód. My w tym czasie śpiewaliśmy kolędy na pokładzie dziobowym, popijając grzane wino i jedząc świąteczne ciasteczka.
Udało mi się też ustrzelić kilka zdjęć pingwinów – wydaje mi się, że te są najlepsze jak do tej pory:
Na koniec jeszcze zdjęcie lodowca szelfowego, z kabiną BAS na powierzchni jako punkt odniesienia:
Przybycie do Halley
Drogę ze statku do stacji pokonaliśmy w pojazdach, które się nazywają SnoCat i które przypominają połączenie samochodu terenowego z czołgiem (dwa pojazdy z prawej strony na zdjęciu poniżej; trzeci pojazd, z lewej strony, to Pisten Bully):
W końcu, po dwóch i pół tygodniach od wyruszenia z UK i po dziesięciu miesiącach od początku tej całej przygody, kiedy to wysłałem swoją aplikację do BAS, wreszcie dotarliśmy do stacji: